Przypis, reż. Joseph Cedar
Pogoń za wiatrem
Niektórzy wierzą, że życiem rządzi przeznaczenie, które zakłada z góry ustalony porządek rzeczy. Inni mówią, że przeznaczenie to tylko czysty przypadek, sugerując, że żyjemy w kosmicznym chaosie.
Przeznaczenie czy przypadek?
Nikt nie wie i nikt się nigdy nie dowie. Ale nie szkodzi. Liczy się to, że skutki jednego i drugiego są czasem absurdalne.
Tak absurdalne, że nie pozostaje nic innego, jak tylko patrzeć i boki zrywać.
Przypis (2011), komediodramat Josepha Cedara, przedstawia ciekawą historię trzech wybitnych talmudystów.
Prof. Eliezer Shkolnik (Shlomo Bar Aba) wykłada na Wydziale Studiów Talmudycznych Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie i jest, jak mało kto, niewolnikiem nawyku. Bez względu na pogodę chodzi codziennie do biblioteki, zawsze tą samą drogą, i dokształca się przy tym samym biurku – ze słuchawkami na uszach, bo tylko wtedy może się odciąć od świata.
Jego największym powodem do dumy jest przypis, jaki mu poświęcił sławny Y.N. Feinstein – nie mylić z Einsteinem.
Czyżby prof. Shkolnik był głupcem albo leniem?
Nic podobnego. Jest on świetnym naukowcem starej daty, człowiekiem uczciwym i skrupulatnym.
Problem w tym, że ma zbyt wielu wrogów.
Poza wszystkim prof. Shkolnik jest wielkim oryginałem, może nawet trochę meszuge. Gdy inni zajęci są „poszerzaniem sieci kontaktów” i lansowaniem się na konferencjach, kongresach, urządzanych przez „przyjaciół uniwersytetu” zbiórkach funduszy i podobnych imprezach, on wertuje książki, jakkolwiek ckliwie by to brzmiało, w poszukiwaniu prawdy (szkolnik, nawiasem mówiąc, znaczy po rosyjsku uczeń). Więcej: Eliezer nie zna litości dla siejących zamęt w jego dziedzinie dyletantów i folklorystów ani dla ich modnych pseudonaukowych dyrdymałów.
Eliezer nie należy do żadnej koterii, kliki, klubu oldbojów ani innego towarzystwa wzajemnej adoracji.
Stanowi on najbardziej bezbronną mniejszość, jaką jest wyobcowana jednostka.
Zacytujmy jego kolegę z uczelni: Eliezer Shkolnik jest największym badaczem naszych czasów. To człowiek prawy, jakiego już nie spotkasz na wydziale. Ani gdziekolwiek indziej (…)
W innym świecie byłby może sklonowany albo uznany za gatunek zagrożony, jak tygrys czy goryl, i chroniony przed wygaśnięciem. Ale jako że jest niewłaściwym egzemplarzem niewłaściwego gatunku, z trudem brnie przez życie, lekceważony i odsuwany na boczny tor, w coraz bardziej wrogim środowisku.
Dlaczego – wrogim?
Dlatego że w naszym ponowoczesnym świecie – świecie naukowców-mętniaków, bredzących filozofów, filisterskich artystów, głupkowatych „influencerów”, fake newsów, faktów alternatywnych i szalonej konsumpcji – nie ma miejsca dla takich jak on frajerów.
Ten świat promuje, i sowicie wynagradza, autorytety ulepione z czegoś miękkiego i plastycznego, jak kit czy modelina.
Weźmy choćby, hm… syna Eliezera, prof. Uriela Shkolnika (Lior Ashkenazi), wschodzącą gwiazdę epoki „postprawdy” na uniwersytetach i nie tylko.
Shkolnik ojciec i Shkolnik syn mają połowę wspólnych genów, a jednak są tak różni od siebie, jak to tylko możliwe – ale czy na pewno?
Uriel, przeciwnie do zrzędliwego Eliezera, jest człowiekiem towarzyskim i bardzo lubianym. Jest to oczywiście obrotny w języku i, jak można sobie wyobrazić, sympatyczny facet. Ale pod tą uśmiechniętą maską kryje się narcystyczny tyran. Jak powiedział jego znajomy: Musisz mu się podlizywać. Nie będzie cię szykanował czy coś w tym rodzaju, ale (…) jeśli nie będziesz się z nim zgadzał, choćby w najdrobniejszych sprawach, w ciągu kilku lat wylecisz z wydziału. On chce być stałym obiektem dyskretnego podziwu. Czy można się dziwić, że Uriel jest skłócony ze swoim nastoletnim synem?
Uriel, odwrotnie niż Eliezer, jest konformistą. Jest to człowiek na wskroś pragmatyczny. On wie, na przykład, że w dzisiejszych czasach nie opłaca się być prawdziwym naukowcem i nie chce, co zrozumiałe, skończyć jak ojciec. Najlepiej podsumowała Uriela jego żona Dikla (Alma Zack), bystra obserwatorka: Jesteś tchórzem… [Eliezer] dąży do prawdy bez względu na konsekwencje i jest gotów zapłacić za to cenę. Ty jesteś miłym człowiekiem, który boi się konfrontacji z innymi, ze mną też. Uriel, jak się można domyślić, nie żyje w zgodzie z pryncypialnym, bezkompromisowym ojcem.
Podczas gdy Eliezer wiedzie spokojne życie, Uriel bryluje w mediach jako wielki uczony, wybitny ekspert, a nawet ktoś w rodzaju „osobowości telewizyjnej”, cokolwiek by to miało znaczyć. Młodszy Shkolnik, rzecz jasna, nie zaprząta sobie głowy rzetelnymi badaniami ani szukaniem mocnych dowodów na poparcie swoich niezwykłych odkryć, bo wciąż się śpieszy, jest ciągle w ruchu. Nie można nad tym pracować osiemdziesiąt lat, mówi o jednym ze swoich licznych projektów. Trzeba iść do przodu, inaczej zostaje się w tyle.
A wszystko to ma miejsce w dziedzinie znanej ze skrupulatności, z jaką powinno się dążyć do prawdy.
Ale po co zawracać sobie głowę, skoro nie ma prawdy, a są jedynie opinie, narracje i interpretacje?
Trzeba myśleć praktycznie, i nie warto rozpraszać się na drobiazgi. Zgadza się?
Wszystko w tym świecie jest względne, subiektywne, niepewne, wieloznaczne, zagmatwane albo tak mętne, że podlega rozmaitym, często wzajemnie sprzecznym interpretacjom; poza tym trzeba zarabiać na życie, więc nie osądzajmy innych.
Bądźmy zawsze tolerancyjni i „inkluzywni”.
Prof. Yehuda Grossman (Micah Lewensohn) jest naukowcem-celebrytą o rozległych wpływach w świecie akademickim. Grossman to pociągający za sznurki kuglarz, mroczna postać z gatunku tych, co roszczą sobie boskie prawo do decydowania o ludzkim losie. Niektórym, na przykład Urielowi, toruje on drogę do sławy, a innym, jak Eliezer, zatruwa życie. Dawno temu Yehuda Grossman i Eliezer Shkolnik szukali cennego rękopisu – innej wersji Talmudu Jerozolimskiego. Z tą jednak różnicą, że Eliezer przejrzał w tym celu tysiące opasłych ksiąg, a Grossman natknął się na poszukiwany manuskrypt we włoskim klasztorze i opublikował go przed Eliezerem.
Przypadek czy przeznaczenie?
Tak czy inaczej, Grossman, jak każdy pozorant czy hochsztapler, żyje w obsesyjnym, wręcz paranoicznym strachu przed demaskacją. I dlatego właśnie, ze strachu, blokuje karierę Eliezera, ukrywa przed nim teksty, niweczy jego plany, a nawet przyznaje nagrody Shkolnikowi synowi na złość Shkolnikowi ojcu.
No cóż, jak stwierdził Joseph Cedar na nowojorskim Uniwersytecie Yeshiva, każdy ma swojego Grossmana. [YouTube, „Director Joseph Cedar discusses his Oscar nominated film Footnote”, data dostępu: 20.02. 2021]
Tyle tylko że Grossman to święta krowa, filar społeczeństwa, człowiek bez zmazy i skazy. Jeśli się nie dopuści politycznej niepoprawności albo innego aktu samozniszczenia, włos mu z głowy nie spadnie.
W końcu, po dwudziestu latach oczekiwania prof. Eliezer Shkolnik otrzymuje najwyższe wyróżnienie państwowe – Nagrodę Izraela, która wywraca wszystko do góry nogami, a potem…. Nie, nie będę tu opisywał wszystkich przedziwnych zawirowań i komplikacji. Zachęcam natomiast do obejrzenia filmu, bo jest tego naprawdę wart.
Przypis, jak każde pamiętne dzieło, zawiera pamiętne momenty.
Weźmy na przykład scenę, w której Uriel paraduje w pożyczonym od szermierzy stroju, gdy ktoś kradnie mu ubranie na basenie. Cały ten incydent jest ważniejszy, niżby się wydawało, bo zapowiada walkę Uriela z Grossmanem, w formie słownej szermierki, o dobre imię Eliezera.
Zwróćmy uwagę na scenę, gdy Grossman i jego koleżkowie z kapituły, stłoczeni w groteskowo małym pomieszczeniu (uniwersytet, jak by powiedział David Lodge, to mały światek), naradzają się z Urielem, żeby ustalić, kto zasługuje czy raczej, kto nie zasługuje, na Nagrodę Izraela.
Albo spójrzmy na ostatnią scenę: Eliezer i jego żona Yehudit (Alisa Rosen) stawiają się na próbie generalnej przed Wielkim Dniem, zjeżdżają windą do podziemi (do świata podziemnego? do Hadesu? do Szeolu?), błądzą w labiryncie korytarzy i nagle, ni stąd, ni zowąd, spotykają grupę tancerzy baletowych. Po chwili zaczyna się niby-ceremonia z dokładnymi wskazówkami: dokąd iść, kiedy skręcić, gdzie się zatrzymać, z kim się przywitać, co robić potem. Eliezer, który – cóż, powiedzmy to szczerze – wygląda trochę jak nakręcana kukła, idzie przez salę, podchodzi do Premiera, wyciąga ręce po nagrodę i natrafia na pustkę.
Przypomina mi się w tym miejscu anegdota o malarzu Bronisławie Linke.
Pewnego dnia warszawską pracownię Linkego odwiedził pisarz Wojciech Żukrowski, który opisał to zdarzenie następującymi słowami: „Przez otwarte okno walił radosny blask wiosny. Robotnicy coś naprawiali na dachu. Nagle jeden zaczął głośno wołać: – Linke! Hej, linke!
– Widzisz? – powiedział z powagą malarz – to jest prawdziwa sława.
Podszedł do okna i ukłonił się robotnikowi, który do spuszczonej linki przywiązywał wiadro z zaprawą”.*
Więcej informacji o Bronisławie Linke można znaleźć na stronie: https://culture.pl/pl/tworca/bronislaw-wojciech-linke#.
*Wojciech Żukrowski, Rozmowy o książkach, Warszawa: Książka i Wiedza, 1989.
(Z angielskiego przełożył Krzysztof Mąkosa)
© by Krzysztof Mąkosa
Reżyseria: Joseph Cedar
Scenariusz: Joseph Cedar
Operator: Yaron Scharf
Muzyka: Amit Poznansky
Obsada: Shlomo Bar Aba (Eliezer Shkolnik), Lior Ashkenazi (Uriel Shkolnik), Alisa Rosen (Yehudit Shkolnik), Alma Zack (Dikla Shkolnik), Daniel Markovich (Josh Shkolnik), Micah Lewensohn (Yehuda Grossman), Yuval Scharf (dziennikarka Noa) i in.