Nosferatu wampir, reż. Werner Herzog

Najdotkliwszy ból

Werner Herzog wychował się w Alpach Bawarskich, w domu bez bieżącej wody, ubikacji i telefonu. W młodości zapragnął robić filmy, ukradł więc kamerę w monachijskiej szkole filmowej, twierdząc, że posiada do niej, jako narzędzia pracy, coś w rodzaju naturalnego prawa. Jako dojrzały już twórca dał słowo, że zje własny but, jeżeli jego kolega ukończy swój film.

I słowa dotrzymał.

W trakcie jego premiery ugotował swoje buty i na oczach widowni jeden z nich zjadł.

Podczas kręcenia filmu Fitzcarraldo w dżungli amazońskiej, Herzog i jego ekipa, w tym miejscowi Indianie, przenieśli trzypiętrowy, ważący 320 ton parowiec przez błotniste zbocze o nachyleniu 40 stopni. Ktoś zapytał Herzoga, czy nie sądzi, że mądrzej byłoby rzucić to wszystko. Jak pan może zadawać mi takie pytania? – żachnął się reżyser. Gdybym ten projekt porzucił, byłbym człowiekiem bez marzeń, a ja tak żyć nie chcę. Albo będę z nim żył, albo z nim umrę. (…) Bez marzeń bylibyśmy krowami na polu.

W 1979 roku nakręcił Herzog Nosferatu Wampira, nową wersję filmu F.W. Murnaua Nosferatu: Symfonia Grozy (1922), osnutego na motywach powieści Brama Stokera Drakula z 1897 roku.

Stworzenie nowej wersji słynnego filmu o wampirach to, oczywiście, nie lada sztuka. Po pierwsze: jak ulepszyć coś, co sam Herzog uważa za największe arcydzieło niemieckiego kina? Po drugie: jak tchnąć nowego ducha w film o wampirach, z wszystkimi jego niedorzecznościami, jak kąsanie w szyję i picie krwi, wszechobecne trumny i nieuniknione cmentarze, rozedrgane bladolice kobiety i zacni, choć mało rozgarnięci, mężczyźni? I wreszcie: po jakie licho Werner Herzog, światowej klasy twórca kina autorskiego, miałby tracić czas na przeróbki i podejrzane gatunki?

Niektórzy reżyserzy, na przykład Roman Polański w przewrotnej komedii Nieustraszeni pogromcy wampirów, czyli przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi (1967), Mel Brooks w zwariowanej farsie Drakula – wampiry bez zębów (1995), czy Robert Rodriguez w zabawnej parodii Od zmierzchu do świtu (1996), kpią z konwencji tego gatunku, wychodząc z założenia, że w filmach o wampirach nie ma nic złego, o ile nie traktuje się ich serio. Tymczasem Herzog oświadczył wprost, że chce stworzyć w miarę poważny film artystyczny o najsławniejszym wampirze wszech czasów, czyli o hrabim Drakuli alias Nosferatu. Dodał jeszcze, że film o wampirach (…) oznacza intensywną, niemal oniryczną stylizację na ekranie i (…) zalicza się do najbogatszych i najpłodniejszych gatunków filmowych. Zawiera on w sobie fantazję i halucynacje, sny i koszmary, wizje i strach i – naturalnie – mitologię.

Intensywna, niemal oniryczna stylizacja uderza już w pierwszej scenie z upiorną muzyką krautrockowej grupy Popol Vuh. Co więcej, jeśli się dobrze wsłuchać, w tle usłyszeć można bicie serca. Kamera przesuwa się wzdłuż rzędu zmumifikowanych zwłok (ofiar epidemii cholery z 1833 roku) w meksykańskim Muzeum Mumii. Zastygłe rozpaczliwe gesty i wykrzywione bólem twarze sugerują, że osoby te skonały w przerażeniu, a nawet w mękach, jak na przykład ofiary wampira. Następne ujęcie to szybujący w zwolnionym tempie nietoperz: ten dziwnie złowrogi widok powróci jeszcze kilkakrotnie. Kamera przenosi się do sypialni: młoda kobieta, Lucy Harker (Isabelle Adjani), budzi się nagle z koszmarnego snu i wydaje z siebie rozdzierający krzyk. Jej mąż, Jonathan Harker (Bruno Ganz), uspokaja ją, ale my już wiemy, że wydarzy się coś strasznego.

Motywy śmierci i grozy w pierwszych scenach filmu mieszają się z obrazami spokojnego, uporządkowanego życia mieszczan. Akcja rozgrywa się w dziewiętnastym wieku w niemieckiej miejscowości Wismar, w którą wcieliło się, jeśli to właściwe słowo, urokliwe holenderskie miasteczko Delft, sławne – jakżeby inaczej – z kanałów, z niebiesko-białej ceramiki i z wielkiego malarza Jana Vermeera. Scena przygotowana jest na inwazję zła. Miłość, szczęście, romantyczne przechadzki nad brzegiem morza, kotki figlujące w kuchni – ta sielanka przerodzi się wkrótce w piekło na ziemi.

Atmosfera wraz z rozwojem akcji staje się coraz mroczniejsza. Weźmy scenę, w której Jonathan idzie do Zamku Drakuli w Karpatach w Transylwanii (Siedmiogrodzie).

Krajobraz przesiąknięty jest czymś nieuchwytnym a zwiastującym nieszczęście. Turnie, przepaście, lesiste zbocza, wszystko spowite jest wirującymi kłębami mgły. Wodospady wpadają do rwących potoków pośród urwistych skał i monstrualnych głazów, a majaczące ruiny zamku czy pałacu rozpływają się w mroku. Granica między „rzeczywistością” a snem jest tu, jak zwykle u Herzoga, rozmazana. Śpiew Popol Vuh, równie monotonny jak posępny, przechodzi w przyprawiające o ciarki Preludium do Złota Renu Ryszarda Wagnera. Bogato zdobiona kareta w rodzaju tych, które znamy z baśni, pojawia się jak widmo i zawozi Jonathana do zamku. Te niezwykłe sceny bez akcji i dialogów sfilmowano w różnych miejscach: góry – w Wysokich Tatrach na Słowacji; przełęcz Borgo – w Wąwozie Partnach w Bawarii; Zamek Drakuli – na Zamku Pernštein w Czechach.

Fabuła zagęszcza się, kiedy Jonathan spożywa kolację w zamku. Hrabia Drakula, trupio blade monstrum z zębami jak u szczura, wygląda jak olbrzymi gryzoń czy pająk, a jego koszmarnie długie pazury wydają się jeszcze dłuższe, gdy napełnia kieliszek Jonathana winem.

Nagle…

Rozlega się dziwne zgrzytanie i kamera kieruje się na zegar zwieńczony trupią czaszką. Sklepienie czaszki otwiera się jak wieko trumny, wyłania się miniaturowy kowal i zaczyna walić młotem w kowadło. Otwierają się też drzwi pod tarczą zegara i wychodzi kostucha. Równo o północy czaszka zamyka się z hukiem, wzbijając chmurę kurzu. Jonathan, zdrętwiały ze zgrozy, kaleczy się w kciuk przy krojeniu chleba, Drakula proponuje najstarsze w świecie lekarstwo (Nóż jest stary i może być brudny. Może spowodować zatrucie krwi) – propozycja nie do odrzucenia – a resztę można już sobie łatwo dopowiedzieć.

Rzeczywistość w filmach Herzoga przenika się często z nierzeczywistością, a fizyka z metafizyką. Przyjrzyjmy się pierwszemu spotkaniu Lucy z Drakulą.

Drzwi do pokoju Lucy otwierają się ze skrzypem i pojawia się złowieszczy cień, najpierw w lustrze, potem na ścianie. Wreszcie ukazuje się Drakula i zaczyna się filozoficzna dyskusja – jakież to niemieckie! W pewnym momencie Lucy rozprawia o potędze i okrucieństwie śmierci. Hrabia Drakula, wybitny znawca przedmiotu, twierdzi jednak, że Śmierć to nie wszystko. Bardziej okrutne jest nie móc umrzeć…, po czym dodaje: Największy ból sprawia brak miłości.

Drakula Herzoga nie jest bezdusznym wampirem, jakiego znamy ze sztampowych filmów grozy. Przeciwnie, jest to postać tragiczna i złożona. Jest on na przykład wystarczająco ludzki, by pragnąć miłości, ale nie na tyle, żeby jej doświadczyć. W istocie jego byt-niebyt zawieszony jest między życiem a śmiercią, pożądaniem a spełnieniem, jawą a snem. Drakula, na domiar nieszczęścia, nie może umrzeć. W pewnym momencie pyta Jonathana znękanym głosem: Czy pan może sobie wyobrazić życie trwające wieki… codzienne doświadczanie tej samej marności? Ano właśnie. Pytanie do wszystkich transhumanistów i zwolenników nieśmiertelności: Co wy na to?

Jeszcze bardziej zdumiewa na wskroś surrealistyczna scena, w której Lucy snuje się po rynku wśród zadżumionych. Trudno powiedzieć, czy oglądamy tu szaleństwa skazanych na zagładę nieszczęśników, czy tylko jeden z koszmarów nawiedzających Lucy. Tak czy inaczej, jest to świat na wspak odwrócony, w którym zło obaliło naturalny porządek rzeczy.

Wszędzie wokół walają się trumny z ofiarami dżumy; zakapturzony mnich (Werner Herzog) modli się na klęczkach; pijani czy obłąkani biesiadnicy tańczą i swawolą coraz zapamiętalej; niewyraźny osobnik próbuje ujeżdżać kozę, albo może z nią spółkować, pośród kopcących ognisk; błąkające się świnie paskudzą na bruk; po całym rynku grasują tabuny szczurów, pracowicie roznosząc zarazę. Kilkoro mieszczan zaprasza Lucy do suto zastawionego stołu (To nasza ostatnia kolacja. Jesteśmy zarażeni dżumą. Musimy się cieszyć każdym dniem). Raptem wszystko rozwiewa się jak sen. Zostaje tylko stół, a na nim – kłębowisko szczurów.

Hrabia Drakula nadużył gościnności Wismar, to pewne. Ale jak się go pozbyć?

Lucy znajduje odpowiedź w starej księdze o wampirach: (…) jeżeli kobieta o czystym sercu odwróci jego uwagę od piejącego koguta, zniszczą go pierwsze promienie świtu (…) – i zwabia Drakulę do swojej sypialni.

Lucy leży na białym łożu usłanym kwiatami. Wampir zauroczony obmacuje ją pożądliwymi ślepiami, a nawet próbuje uprawiać z nią miłość. Ale ona przyciąga go do siebie po to, żeby wysysał z niej krew. Jak było do przewidzenia, oboje umierają o świcie, Drakula wijąc się w mękach, Lucy – z uśmiechem na ustach. Po chwili zjawia się dr Van Helsing (Walter Ladengast) i przebija Drakulę osinowym kołkiem. Hrabia nareszcie znajduje ukojenie – w śmierci. Tyle tylko że dzielna kobieta, która go zniszczyła, przeobrazi się w zombie, bo roztargniony doktor nie dobił jej kołkiem.

Scena końcowa: Jonathan po przeistoczeniu się w wampira każe służbie przyprowadzić konia i mówi, że czeka go teraz dużo pracy. Chwilę potem pędzi po piaszczystej równinie, pod groźnie zachmurzonym niebem, przy uroczystych dźwiękach Sanctus z Mszy św. Cecylii Gounoda. Wkrótce utworzy bank inwestycyjny, dom maklerski, towarzystwo ubezpieczeniowe, słowem: szacowną firmę. Sprawi, że będziesz dla niego pracować. Dzięki niemu zaznasz dobrobytu. Przemienisz się, tak samo jak on, w całkiem inną istotę. Wreszcie, z wdzięczności za jego dobroć, będziesz go błagać, żeby i tobie dał nieśmiertelność.

Na koniec wszystko okrywa głęboka czerń. Witajcie w krainie Nic.

Jeden z najpiękniejszych, najdziwniejszych i najbardziej zapadających w pamięć filmów, jakie znam.

 

(Z angielskiego przełożył Krzysztof Mąkosa)

 

© by Krzysztof Mąkosa

 

Reżyseria: Werner Herzog

Obsada pierwszoplanowa: Klaus Kinski (Hrabia Drakula), Isabelle Adjani (Lucy Harker), Bruno Ganz (Jonathan Harker)

Obsada drugoplanowa: Roland Topor (Renfield), Walter Ladengast (dr Van Helsing), Dan van Husen (Strażnik), Martje Grohmann (Mina) i in.

Leave a reply

Your email address will not be published.